W lato codziennie jeżdżę rowerem po mieście. To co mi się przydarzyło to szczyt chamstwa. Włączałem się do ruchu na jezdnię i nie dość, że kierowca najpierw prawie we mnie wjechał to chwilę później zrównał się ze mną, spojrzał prosto w oczy przez otwarte okno i krzyknął "giń h..u!"po czym gwałtownie szarpnął kierownicą w prawo o cały obrót. Przynajmniej mi się tak wydawało bo szarpnął mocno samymi rękami symulując owy obrót i jechał dalej prosto. Mi to wystarczyło by odruchowo skręcić samemu by uniknąć kolizji, przez co uderzyłem mocno w krawężnik i wpadłem wprost w przystanek autobusowy. Nic poważnego mi się nie stało - bilans to poobcierane kolana, dłonie i łokcie. Gorzej, że również pogięte przednie koło, urwany kabel od słuchawek i całkiem popękany smartfon. YAFUD